środa, 8 października 2014

Miniaturka: Dramione "Udane wakacje"



  Hermiona siedziała na plaży i spoglądała na fale, szalejące na morzu. Słońce zachodziło gdzieś między chmurami i robiło się coraz chłodniej, ale dziewczyna nie czuła nic. Chodź wiatr mierzwił jej włosy i wywoływał gęsią skórkę, to brunetka nie zwracała na nic uwagi. Czuła tylko łzy, spływające potokiem po policzkach oraz tak znane uczucie zawodu, gdzieś tam w środku. Ciągle myślała o tym, jak Ron mógł się tak zachować!
Ron i Hermiona po bitwie o Hogwart postanowili pobyć trochę sam na sam, więc wyjechali razem na wakacje. Był drugi dzień, odkąd przyjechali. Pierwszy dzień głównie zajęło parze rozpakowywanie się i rozpoznawanie terenu. Teraz zmierzali razem na kolację do restauracji rybnej. Jakże romantycznie. Zapach świeżych ryb i spoconych ludzi po całym dniu na słońcu był wprost idealny dla młodej pary, która chciała mile spędzić ten wieczór. Gdy już byli Gryfoni zamówili jedzenie, odezwał się Rudzielec:
-Wiesz Hermiono… Bo ja chciałem…
-STOLIK NUMER 6! –zawołała zza lady jakaś otyła kobieta w białym fartuchu.
-Zaczekaj… Ja przyniosę. –zaproponował Ron, ponieważ Hermiona już miała zamiar wstawać. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i z powrotem usiadła. Już po chwili chłopak przyniósł jedzenie i postawił na stole.
-Smacznego. –powiedział Weasley, uśmiechnąwszy się do partnerki.
-Dziękuję, Ronald. Nawzajem. –odparła brązowooka z uśmiechem, po czym wzięła się za jedzenie.
-Bo ja… Ja chciałem zapytać… -zaczął Ron z pełną buzią, jedną ręką sięgając do kieszeni marynarki po małe pudełeczko. –Czy ty…
Hermiona spojrzała niepewnie na Weasle’a i zmarszczyła brwi.
-Czy ja CO? –zapytała w końcu widząc, że chłopak nie może się wysłowić.
-WEASLEY! GRANGER! JAKŻE MIŁO WAS WIDZIEĆ! –zakpił pewien znany im obojgu głos, który doskonale wiedział, że przerwał parze w pewnej bardzo ważnej chwili. Oboje unieśli głowy i ujrzeli stojącego nad nimi… Dracona Malfoy’a!
-Nie mogę powiedzieć tego samego… -warknął Ron, wściekły na Malfoy’a, że ten przerwał mu w tak bardzo ważnej chwili.
Blondyn uśmiechnął się łobuzersko.
-Czyżbym wam w czymś przerwał? –zaśmiał się, chociaż dobrze wiedział, jaka jest odpowiedź. Para spojrzała na niego, piorunując go wzrokiem. –Czy tu wolne? –zapytał, wskazując siedzenie obok Hermiony. –Nie? –zmarszczył brwi widząc, że żadne z nich nie odpowiada. –Rozumiem, że nie. –powiedziawszy to, usiadł. –No więc co was tu sprowadza?
-Malfoy, wyjdź stąd, zanim cię stąd wyprowadzę. –warknął Weasley, tracąc cierpliwość. Hermiona zauważyła, jak chłopak czerwienieje ze złości.
-Och, jakiś ty niewychowany, Weasley. –zakpił blondyn, wstając. –Wystarczyło powiedzieć, że mnie tu nie chcecie. –powiedział, rozkładając ramiona.
-Dobrze wiesz, że cię tu nie chcemy! –fuknął Ron, wstając z miejsca i zaciskając dłonie w pięści.
Cała restauracja spojrzała na czarodziejów.
-Po co te nerwy? –zaśmiał się Draco, chowając ręce w kieszeniach.
-W y n o ś  s i ę  s t ą d . –oznajmił powoli i wyraźnie Rudzielec, bliski wybuchu.
-Uspokój się, Ronald. –skarciła go Hermiona, którą bardzo irytowała cała ta sytuacja. Sama nie przepadała za Księciem Slytherinu, ale jak na razie nie powiedział nic nieodpowiedniego, a Ron zareagował bardzo nieprzyjemnie wobec niego. –Wszyscy na nas patrzą. –dodała, szeptem. Weasley rozejrzał się i zauważył, że dziewczyna ma rację, więc po chwili namysłu usiadł na miejsce. Draco spojrzał na niego pobłażliwie, po czym uczynił to samo. Hermiona westchnęła zirytowana.
-To gdzie macie Pottera? –zapytał Malfoy.
-A co cię to obchodzi, ty nadęta tchórzofredko?! –warknął Ron. Hermiona spiorunowała go wzrokiem, a z twarzy byłego Ślizgona zniknął uśmieszek.
-Powtórz to. –warknął przez zaciśnięte zęby, wstając ponownie z miejsca.
-Z wielką rozkoszą, nadęta tchórzofredko. –odparł Ron z perfidnym uśmieszkiem, również ponownie wstając.
-Nie pozwalaj sobie, Weasley. –oznajmił blondyn, kręcąc głową i podwijając rękaw koszuli.
-USPOKÓJCIE SIĘ! –warknęła Hermiona, ale było już za późno. Draco wymierzył cios prosto w nos byłego Gryfona, a ten zatoczył się do tyłu. Wszyscy przebywający w restauracji ponownie na nich spojrzeli. Kilka kobiet zakryło sobie ręką usta. Ron złapał się za nos i spojrzał na Malfoy’a z chęcią mordu.
-Teraz to przegiąłeś! –fuknął Rudzielec, po czym wziął zamach, ale blondyn to przewidział i unieruchomił nadgarstek przeciwnika. Spojrzał na niego z wyrazem triumfu w oczach. Rudy zaczął się wyrywać, ale Hermiona złapała go za nadgarstek.
-Ronal… -nie dokończyła, ponieważ Ron wyszarpał się i przyłożył dziewczynie z liścia w twarz. Niespodziewająca się niczego brunetka, zatoczyła się i runęła na podłogę. Draco spojrzał zszokowany na Weasley’a, który również był zaskoczony swoim własnym zachowaniem, ale nim zdążył wypowiedzieć chodź słowo, Malfoy znów uderzył go z całej siły w twarz. Tym razem na pewno złamał mu nos.
-Co tutaj się dzieje?! –do czarodziejów natychmiast podbiegł właściciel restauracji rybnej i rozdzielił ich od siebie. –Proszę natychmiast wyjść z mojej restauracji. –oznajmił surowo, wskazując ręką drzwi. –Teraz! –fuknął, a oni uznali, że nie warto się kłócić, więc potulnie pokiwali głowami i wyszli z restauracji. Hermiona, która ciągle leżała na ziemi, próbowała bezradnie wstać, podtrzymując się o stół, ale jedynie pociągnęła za obrus, przez co jej dzisiejsza kolacja wylądowała na jej nowej sukience. Dziewczyna załkała i ponownie spróbowała wstać. Tym razem jej się udało. Niestety za wyrządzone szkody i kolację musiała zapłacić sama, ponieważ jej partner już wyszedł. Gdy zapłaciła rachunek, wyszła na zewnątrz i rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie było Rona. Wokół niej wszędzie był jedynie piasek i w oddali morze, a za nią rząd sklepów z pamiątkami i owa restauracja. Brunetka pobiegła kilka kroków przed siebie. Szpilki, które miała na sobie, niestety nie nadawały się do biegania, a zwłaszcza po piasku, więc była Gryfonka zrzuciła je ze stóp i wzięła do ręki.
-RON!! –zawołała. Nic. Szukała chłopaka wokół sklepów i nigdzie go nie znalazła. Zdesperowana, pobiegła w kierunku morza i miała ochotę wskoczyć do wody. Zrobiło jej się gorąco od płaczu, biegu i nerwów. Trzęsąc się, opadła na piasek i zaczęła łkać.

Teraz siedziała na piasku i płakała. „Jak on mógł?” - myślała. – „Jak mógł mnie uderzyć?! I zostawić?! Samą z rachunkiem! Nawet mnie nie przeprosił… Nigdy tak się nie zachowywał…. To miał być idealny wieczór…”. Nawet nie zauważyła, że ktoś do niej podszedł, dopóki ten ktoś nie usiadł obok. Dziewczyna, mając nadzieję, że to Ron, spojrzała w prawo. Niestety, ten ktoś okazał się być osobą, która zniszczyła ten wieczór.
-Malfoy… -wycedziła była Gryfonka, po czym przełykając łzy, podniosła się niezdarnie z piasku i ruszyła przed siebie.
-Zaczekaj! –zawołał blondyn, ale brunetka nawet się nie oglądnęła. Po chwili do niej podbiegł i złapał ją za ramię.
-CO?! –fuknęła Hermiona, tracąc cierpliwość. –CZŁOWIEKU MAŁO CI?! ROZUMIEM, ŻE DOKUCZAŁEŚ NAM W SZKOLE, ALE MYŚLAŁAM, ŻE CHOCIAŻ TROCHĘ UROSŁEŚ! NA MERLINA, PO RAZ KOLEJNY SIĘ PRZELICZYŁAM!
-Hermiono… -zaczął Malfoy, ale była Gryfonka natychmiast uciszyła go gestem ręki.
-Nie. Po prostu już… Zostaw nas w spokoju…
-NAS? –zaśmiał się były Ślizgon, ale było słychać, że śmiech nie jest szczery, tylko ironiczny. –A gdzie jest twój chłopak?! –widząc, że dziewczyna nie odpowiada, oznajmił –Nie wiesz. A ja wiem.
-Wiesz?! –ożywiła się nagle brązowooka. –To dlaczego nic nie mówisz?!
-Nie dałaś mi dojść do słowa…
-Mów!
-No dobra, dobra. –powiedział Draco z rozbawieniem, unosząc ręce w geście, że się poddaje. –Słuchaj… To może być dla ciebie nieprzyjemne… ale kiedy wyszliśmy powiedział…
-CO POWIEDZIAŁ?!
-Na Salazara, spokojnie kobieto! Powiedział, cytuję: „Jak zawsze wszystko musiałeś zepsuć…” , a potem rzucił to w piasek –powiedział Malfoy, pokazując dziewczynie małe pudełeczko. – i dodał: „Idę się upić. Jak zobaczysz Hermionę, to powiedz jej, że z nami koniec. Ona na mnie nie zasługuje…”.
-Tego ostatniego na pewno nie powiedział. –oznajmiła pewnie Hermiona, kręcąc głową w geście niedowierzania. –Nie mógł. Nie powiedział tego. Daj to! –fuknęła, wyrywając byłemu Ślizgonowi pudełeczko z rąk i otwierając je nerwowym ruchem.
-C… CO?! –czekoladowe oczy Granger momentalnie zwiększyły się do wielkości spodków od filiżanek. Dziewczyna tyle rozpaczała. Była pewna, że… Że Ron chce się jej oświadczyć… Tymczasem w pudełeczku znalazła naszyjnik z wygrawerowanymi na wisiorku literami: BF (Best Friends – najlepsi przyjaciele). –Niemożliwe… -szepnęła brunetka, opadając na piasek. –Muszę znaleźć Rona. Gdzie on jest?!
-Widziałem, jak idzie w tamtą stronę… -zaczął blondyn, wyciągając rękę w stronę, w którą poszedł Ron, ale zanim zdążył mrugnąć, Hermiona już tam biegła. Biegła przed siebie, wciąż na boso. Buty wyleciały jej z rąk na plaży. Gdy zobaczyła najbliższy bar, natychmiast tam wbiegła, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy patrzyli na nią jak na wariatkę. Przy barze siedział Ron z jakimś facetem, bełkocząc coś. „Jak on mógł się tak szybko wstawić?!” – pomyślała sfrustrowana Granger, podchodząc do Rudzielca i szturchając go w ramię.
-Ron… -zaczęła cierpliwie.
-Słuchej… -mówił rudy, nie zwracając uwagi na dziewczynę. –I ja małem jej daś ten fisiorek s tym napisem „Bes frens” , bo ja jej nie kocham, fiesz? Ale se się s nio pszyjaśniś, jak kiedyś i nie fieciałem jak jej to powiesieć… No wiesz… Więs wymyśiłem te sólne fakasje, szeby mi nie srobiła awantury i szebyśmy na spokojnie otbutowali pszyjasielskie relasje… Och, Hermjona! –ucieszył się, gdy zobaczył brunetkę. –Fłaśnie o topie mufuliśmy, nie Franiu? –zapytał faceta, do którego mówił do tej pory.
-Jesem Arnold. –oznajmił mężczyzna, równie wstawiony jak Wealsey. –Miło mi.
-Czy… Czy to prawda? –zapytała Hermiona, patrząc na Rona z bólem. Chłopak spuścił wzrok.
-N… No tak… -powiedziawszy to, wzruszył ramionami. Granger spojrzała na niego jeszcze raz, po czym wybiegła z baru. Biegła przed siebie, aż nie wiedzieć kiedy, wpadła do swojego pokoju w hotelu. Widocznie nogi same ją tam poprowadziły. Dziewczyna wetknęła niezdarnie kluczyk w zamek i otworzyła drzwi nerwowym ruchem. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, nawet nie myślała już co robi. Jej ciało zaczęło wykonywać automatyczne ruchy. Wyciągnęła z pod łóżka walizkę, po czym zaczęła wrzucać do niej wszystkie swoje rzeczy. Łzy nie przestawały płynąć. Nagle ktoś zapukał do jej drzwi.
-Wynoś się Ron! –krzyknęła w stronę drzwi brunetka, nie przerywając pakowania.
- Nie obrażaj mnie, okay? –zaśmiał się głos za drzwiami. Hermiona skądś znała ten głos, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Marszcząc brwi, podeszła do drzwi, otworzyła je delikatnie i ujrzała Dracona, który zaczął wymachiwać jej szpilkami przed twarzą.
-Chyba o czymś zapomniałaś. –oznajmił z rozbawieniem. Hermiona wyrwała mu buty z ręki i zmusiła się do uśmiechu.
-Dzięki. –oznajmiła.
-Wybierasz się gdzieś? –zapytał blondyn, spoglądając jej przez ramię i widząc walizkę na łóżku.
-Tak. Wyjeżdżam. –oznajmiła smutno brunetka, spuszczając wzrok.
-Dlaczego?
-Jakbyś nie wiedział…
-Na Salazara, kobieto… Pokaż temu Rudzielcowi co stracił. Zostań, zabaw się, skorzystaj z wakacji. Przecież nie musisz ich spędzać z nim. Na pewno jest wiele ludzi, którzy chcieliby spędzić z tobą ten czas, zamiast niego. –oznajmił były Ślizgon, uśmiechając się.
-Czy ja wiem…
-Znam takiego jednego. –powiedział blondyn, zbliżając się do Hermiony i patrząc jej w oczy.
-Tak? Kogo takiego? –zapytała z uśmiechem brązowooka, doskonale znając odpowiedź.
-Mnie. –oznajmił blondyn, po czym złożył na ustach dziewczyny delikatny, miękki pocałunek.
-*-
  Mała dziewczynka o pięknych blond włosach, niemalże białych i czekoladowych oczach, co było bardzo wyjątkowe i stanowiło idealny kontrast, biegła przez kolorowy ogród w kierunku swojej mamy, która leżała na hamaku i czytała książkę.
-Mamusiu, pobaw się ze mną! –zachęciła ją dziewczynka, szturchając  kobietę za ramię.
-Poczekaj, kochanie. Tylko dokończę ten… -zaczęła kobieta, ale ktoś nagle zamknął jej książkę. –HEJ!
Nad kobietą stał jej mąż. Blondyn spojrzał na nią z dezaprobatą.
-Hermiono, masz się pobawić z Rose. –rozkazał, jak do małego dziecka.
-No dobrze, przepraszam. –przeprosiła brunetka, uśmiechając się i wstając. Odłożywszy książkę, wyciągnęła ręce do córki i zaczęła ją łaskotać.
-Haha! Mamo przestań! Proszę! –krzyknęła dziewczynka pomiędzy spazmami śmiechu.
-Nigdy! –odpowiedziała kobieta, ale w tym momencie Rose udało się uciec z jej ramion. Blondynka schowała się przed mamą za drzewem. Brunetka już chciała pognać za pociechą, ale jej mąż złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Hermiona obróciła się i spojrzała w szare tęczówki Dracona. Dotknęła ręką policzka partnera, po czym złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
-Fuj! –krzyknęła Rose, wystając zza krzaków. Małżeństwo oderwało się od siebie i spojrzało z troską na córkę. Tym razem to Draco podbiegł do Rose i zaczął ją gonić. Brunetka patrzyła z miłością na tę dwójkę i wspominała dzień, który niegdyś wydawał jej się najgorszym dniem w życiu, a okazał się być jednym z najważniejszych i najpiękniejszych dni.

To moja pierwsza miniaturka, więc nie wiem czy jest dobrze napisana. Nawet nie wiem, czy ma schemat miniaturki i dobrą długość. Mam nadzieję, że tak.  Opinię jednak pozostawiam Wam. 

niedziela, 5 października 2014

Śmierć

Nie wiem, czy można to nazwać opowiadaniem, ale macie tutaj takie "coś".
Osobiście jestem chrześcijanką. Ten tutaj pomysł tak po prostu mi się wziął znikąd.
Wiem, króciótkie. Obiecuję, że następne notki będą o wiele dłuższe. ;*
Miłego czytania!


Otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Wiatr dmuchnął, a ja poczułam, jak do oczu wpada mi piasek. Zamrugałam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Niemalże zeszłam na zawał, gdy zobaczyłam, kto nade mną stoi. Otóż, stała nade mną ciemna postać. Miała czarny płaszcz. Jej twarzy nie widziałam, ponieważ zakrywał ją wielki, ponury, czarny kaptur. Jedna ręka była skryta pod ogromnym rękawem szaty, a druga trzymała kosę, która wbijała się w piasek. Ujrzałam zaciśnięte na kosie cienkie, szare palce o długich, czarnych paznokciach. A więc to tak? Zjawy też malują paznokcie? Tylko, że to nie był lakier do paznokci… A to nie była zwykła zjawa… Od razu zrozumiałam, że spotkałam się ze śmiercią twarzą w twarz. Wokół nas wiatr znów rozsypał piasek. Ja dostałam po twarzy, ale zjawa najwyraźniej nie czuła, jak piasek smaga jej szatę i wsypuje się pod kaptur. Nagle postać bez słowa odwróciła się i ruszyła przed siebie, sunąc powoli przez pustynię. Nie wiedząc, dlaczego to robię, wstałam i podążyłam za nią, a ona nie zatrzymywała mnie, jakby taki właśnie był jej cel – bym za nią podążyła.
Podążałam za śmiercią.
A ona sunęła przez nieskończoną pustynię.
I odbierała mi wszystko.
Odbierała mi życie.
Powoli.
Bardzo powoli.
Ale to robiła. Czułam to.
Karmiła się mną. Moją naiwnością. Moją śmiertelnością.
Odkąd tamtego dnia wstałam i ruszyłam za śmiercią, podążałam za nią bez wytchnienia.
Nie mogłam się zatrzymać. Byłam jakby przykuta do niej. Czułam, że nie wytrzymam.
Z wyczerpania padłam na piasek, a w tym momencie śmierć odwróciła się i bezszelestnie zbliżyła się do mnie. Chociaż nie widziałam jej twarzy, to czułam, jak się uśmiecha. Po chwili jednak ją ujrzałam. Ujrzałam, jak cienkie, kościste, szare palce zaciskają się na czarnym materiale i po chwili śmierć zdjęła kaptur. Jednak nie pamiętam jej twarzy. Pamiętam tylko jej szarą skórę, opinającą szczękę, jakby w ogóle jej nie było i czarne, puste oczodoły. Następnym co ujrzałam była ogarniająca mnie ciemność.

Witam!

Witajcie! Tutaj Aranei Callidus (dawniej nana nanana)! Na tym blogu będę zamieszczać mini-opowiadania i miniaturki napisane przeze mnie. Większość z nich będzie potterowska, chodź nie wszsytkie. Jedną z nich mam zamiar dodać już dzisiaj i nie będzie ona o tematyce potterowskiej, jednak niedługo postaram się napisać coś. Tymczasem głosujcie w ankiecie, jaką miniaturkę byście chcieli! :D Pozdrawiam :*